Zespół Szkolno - Przedszkolny w Gruszowie:  szkolagruszow.com 

STRONA GŁÓWNA

Antoni DEJ

Władysława PIETRUSZKA

Wspomnienie o Janie TYLCE

>Wspomnienie o nauczycielce Marii ZRAZIK

Moje serce wciąż jest w Gruszowie... - Jolanta Nowak

Wieś rodzinna wzywa...
- Stanisława Baraniec

Ks. kanonik Kazimierz Puchała

Karol Wierzgoń

Dzwonnik

GALERIA - ocalić od zapomnienia.

kontakt


Antoni DEJ


Żołnierz armii austriacko - węgierskiej, wachmistrz Antoni Dej, w Wiedniu przed wybuchem I wojny światowej tj. w czasie zaborów. Późniejszy żołnierz Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera. Współzałożyciel OSP w Gruszowie, kowal od 1921 roku.O Antonim, 24 kwietnia 2005 roku, pisałem tak:

"...Masz rację, ten świat jest naprawdę mały. Jak mały? Oto przykład zapamiętany z relacji mojego dziadka Antoniego. Być może znasz tę historię, z czasów, gdy siedząc na progu kuźni wielu wsłuchiwało się w jego opowieści. Franciszku, przyznaj się jak często siadywałeś na tym progu?

W 1939 roku, w przededniu wojny nie wszystkich mobilizowano. Antoni miał około 45 lat. Sam postanowił dotrzeć do jednostki w Krakowie. " Na wojnę " został w domu odprawiony i mój ojciec odprowadził go do Gdowa. Skąd miał zabrać się do Krakowa. Musiały to być pierwsze dni września, bo ojciec wracając, w lesie w Zagorzanach znalazł porzucone przez żołnierzy karabiny, wyposażenie i mundury. Część ukrył a jeden karabin zabrał do stodoły, z którym jest związana inna rodzinna "legenda".

Dziadek z drogi do Krakowa został zawrócony, ponieważ jednostki i ludzie masowo kierowali się na południowy - wschód. Nakazano im udać się kolejno do Bochni, Tarnowa, Medyki, za swoją jednostką. Dziadek dotarł do Dębicy i na podstawie rozwoju wydarzeń, postanowił wrócić do domu. W tej pogoni za wycofującą się jednostką spotkał kuzyna swojej żony a mojej babki Agaty. To Jan Kasprzyk z Kwapinki. Razem wracali do Gruszowa. Jasiek bardzo sobie cenił szwagra i nie odstępował go na krok. Gdy docierali już do naszych wiosek, zostali zatrzymani przez patrol niemiecki. W książeczce wojskowej owego kuzyna odczytali wpis- strzelec. Interpretacja Niemców była jedna - strzelec wyborowy. Takich rozstrzeliwano na miejscu. W tym momencie przypadła rola dla Antoniego. Znał dobrze język niemiecki i podjął próby wyperswadowania, że w WP strzelec to zwykły szeregowy. A Jaśkowi do strzelca wyborowego jak wronie do pawia. Bezwzględnie wyrokowali, że ma być zabrany do przydrożnego rowu i rozstrzelany. Łzy, załamanie i prawie dziecięce prośby szwagra o ratunek i pomoc. Dziadek widząc, że Niemcy zaczynają "kupować" jego wyjaśnienia i biorą pod uwagę lament Jaśka, dorzuca argumenty ile to osieroci dzieci w domu, gospodarstwo i chorych rodziców. Stopniowo punkt ciężkości Niemcy zaczęli obracać w kierunku Antoniego, skąd taka dobra znajomość języka niemieckiego. Zaniechali wykonania wyroku na strzelcu wyborowym. Doprowadzili ich do dowódcy jednostki, który kwaterował w dworze w Zagorzanach. Procedurę przesłuchiwania rozpoczęto na nowo. Na wiele wypowiedzianych zdań, szczególną uwagę zwracał major, dowódca batalionu rozpoznawczego. Niemcy przeczesywali wioski na południe od Raby w poszukiwaniu rozproszonych naszych wojsk, po wycofaniu na wschód. Wiele szczegółów zwracało uwagę majora w zachowaniu mojego dziadka. W pewnym momencie, gdy już tracili wiarę w uwolnienie, padło pytanie o znajomość niemieckiego, o służbę wojskową w armii austriackiej. Gdy rozluźniony Antoni popuścił wodze ułańskiej fantazji, okazało się, że major jest Austriakiem. Na dodatek zaczął uzupełniać opowieści dziadka, bądź dopytywać o wybrane szczegóły. Atmosfera przerodziła się w wielce życzliwą. Okazało się, że major jest synem komendanta ówczesnej wiedeńskiej szkoły podoficerskiej, w której przyszło Antoniemu służyć. Wspominano długo i wiele, szczególnie psoty, jakie małemu chłopcu wyrządzali kawalerzyści w drodze do szkoły, bądź, gdy im towarzyszył przy koniach. Dla pełnych relacji mojego dziadka jak rozbito austriacką jednostkę na froncie bałkańskim i jak Antoni trafił ponownie do Hallera we Francji, po niewoli włoskiej, major był gotów dziadka słuchać bez końca. Na tzw. odchodne dostali jedzenie, papierosy, a dziadek jako palący fajkę, worek przedniego tytoniu. Austriak nie mógł znieść, gdy dziadek z braku tytoniu kruszył do fajki polskie papierosy "Ślązaki"- podobno dobre i bardzo drogie. Patrol odprowadził ich do Zalesian i puścił wolno. Do końca życia ze strony Jaśka Kasprzyka nie było końca słów uznania i podziękowania mojemu dziadkowi.

Ironią losu jest to, że w warunkach wiejskich, gruszowskich zachwycano się takimi przeżyciami naszego ojca i dziadka, ale tak do końca nie potrafiono zapamiętać, uszanować, zapisać, czy przechować pamiątki. Medale i krzyże synowie przekuli, jako dzieciaki na użytek własny, w ojcowskiej kuźni.

Odchodząc "na wojnę" Antoni ukrył rodzinę w krzakach nad potokiem Patelówka. Ukrycie polegało na tym, że wszyscy siedzieli w krzakach, jednocześnie dochodząc do gospodarskiego obejścia. Cierpliwość Agaty, mojej babki skończyła się po 3 dniach i z braku Niemców zarządziła powrót do domu. W późniejszych żartach przypisywano jej ogłoszenie końca wojny lub ogłoszenie rozejmu.

Drogi Krajanie, być może Twoi najbliżsi podobnie, pierwsze wrześniowe dni spędzili w krzakach nad potokiem Patelówka?"

Do wyżej napisanego wspomnienia o moim dziadku, nakłonił mnie pan Franciszek LISOWSKI z Olkusza.

autor: Mieczysław DEJ

Design by SZABLONY.maniak.pl.